sobota, 25 stycznia 2014

Wracam do siebie

Tak sobie pomyślałam, że nie zrobiłam jeszcze rozliczenia, tak zwanego rachunku sumienia za rok 2013, miniony zresztą (i dobrze). Nie podzieliłam się także publicznie postanowieniami na rok 2014. Czas to zmienić, przy okazji reaktywując bloga. Życie jest nieustanną podróżą samą w sobie, a ja nie zamierzam z niej rezygnować. Gdybym mogła, zamieszkałabym w pociągu, zwłaszcza teraz , gdy wprowadzili „darmowe” poczęstunki za cenę droższego biletu ;)
2013 był rokiem zmian, to niewątpliwe. Spójrzmy po kolei…  

18 stycznia 2013 roku E. zabrał mnie na kolację, a potem na herbatę w Marinie na Pendiku. Tam też wyciągnął czerwone pudełeczko z najpiękniejszym możliwym pierścionkiem świata i powiedział, że, jeśli zgodzę się zostać jego żoną, to będzie najszczęśliwszym facetem na ziemi. Zgodziłabym się, nawet gdyby nie miał być najszczęśliwszym. Bo ja byłam. I chociaż nie padł na kolana i nie obiecywał niewiadomoczego, chociaż mieliśmy swoje problemy, to tamtego dnia byłam szczęśliwa, jak nigdy przedtem. I już pewnie nigdy tak szczęśliwa nie będę (mówię to bez żalu). Potem zaczęło się kolejne podejście do diety, w rezultacie czego zrzuciłam nastepne 10 kilo, włosy urosły mi jakieś 10 cm tego roku również.

Gdzieś na wiosnę dostałam drugi już certyfikat z tureckiego.

W maju był w Stambule tata, niewiele zwiedził, ale przywiózł moją wymarzoną suknię ślubną – Kate Middleton style. Była piękna. Zabukowaliśmy termin ślubu – 29 lipca.

4 czerwca obudziłam się w najgorszym dniu mojego życia. I tu się z kolei okazało, że w sytuacjach kryzysowych, kiedy najchętniej zniknęłabym tu i teraz, bo nie jestem w stanie znieść rzeczywistości, dzwonię do brata. Nie spodziewałam się, dobrze wiedzieć. Kupiliśmy mój bilet do Polski.

2 lipca odbył się bal (zdjęcia z niego w poście niżej), było pięknie. Schudłam ostatnie 8 kilo.

6 lipca po raz ostatni nie obejrzałam się na lotnisku. Po raz ostatni miałam szansę zobaczyć jego twarz (wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam) i nie obejrzałam się. Po prostu tak. Nienawidzę lotnisk. Bardzo płakałam, w samolocie stewardessy podawały mi wókę. Dużo wódki.

20 lipca dowiedziałam się, że wtedy nie obejrzałam się po raz ostatni.
Potem jeszcze na tydzień byłam z rodzicami w Stambule, spojrzałam na niego z innej strony i chyba powiedziałam „żegnam” wszystkiemu, co tam stworzyłam. Irinie też.

4 sierpnia poznałam mojego męża. Przyjaźń od pierwszego wejrzenia, ma swoje wzloty i upadki, ale nie zamieniłabym go na innego.
We wrześniu zaczęłam pracę w hotelu, odważyłam się też pojawić w BOM-ie i to była najlepsza z moich decyzji po powrocie do Polski. Potem parę miesięcy rutyny.

W grudniu, tuż przed urodzinami zobaczyłam, jak gniewni są ludzie, jak bywają okrutni i niesprawiedliwi. Zrozumiałam też, że, in the end, prawda obroni się sama, bez słów. Bardzo sobie cenię to doświadczenie, choć początkowo strasznie to przeżyłam. Teraz jednak jestem bogatsza.

W grudniu po raz kolejny zobaczyłam Lamę i nie mogło się wydarzyć w 2013 nic lepszego.
Generalnie, rok 2013 był rokiem silnych emocji i doświadczeń dla mnie. I choć wiele rzeczy straciłam, choć bardzo boleśnie musiałam nauczyć się żyć na nowo, to poznałam fantastycznych ludzi i tego się trzymam.

2014…

Życie to coś, co się wydarza, gdy jesteśmy zajęci robiąc inne plany.

Poprzedni rok nauczył mnie, że plany nie mają sensu. Dlatego na rok 2014 postanawiam sobie jedynie kilka rzeczy, bardzo istotnych jednak: zrobię wszystko, żeby dostać się do EC na phowa, a potem do KIBI, by zdobyć dyplom nauk buddyjskich, bo tak czuję.  Postanawiam także, że już nigdy nie zapomnę kim jestem. I choćbym siebie nie lubiła (a bywają dni, że nie lubię), to jestem taka właśnie i są ludzie, którzy to we mnie cenią. I im składam obietnicę – będę dla siebie dobra, spróbuję, bo jeśli nie ja, to kto?

środa, 3 lipca 2013

Bal

Na pożegnanie Turcji wybraliśmy się z Turkiem na bal absolwentów. Przedwczoraj dostał dyplom, więc jest już oficjalnie lekarzem. O dziwo lekarze bawią się tak samo, jak inni, normalni ludzie :) Było więc miło, jedzenie, muzyka, tańce, wszyscy eleganccy - no bal no :)







Erasmus once again :)














sobota, 25 maja 2013

Stambuł - mix

Nie bardzo mam czas na pisanie, więc wrzucam mix zdjęć. Możecie obejrzeć, co porabialiśmy w ostatnim miesiącu :)



:D uwielbiam chińszczyznę :D








musakka smakowała :)

śliczne szklaneczki - prezent od tatusia :)

nie wiem czy widać nazwę - Chicken Last Stop :D

widok z siłowni

przystojniak :)


twórczość właściciela sklepu z hydrauliką :D

w wielkim skrócie - praca, praca, nauka, praca, siłownia, jedzenie, zakupy, spacery i jedzenie :)
buziaki

środa, 15 maja 2013

Inspiracje - kobieta, która wymyśliła piękno


Pochłaniam książki od zawsze. Z reguły fantasy, które (dobrze napisane) uważam za literaturę wyższą. ale tak naprawdę to wszystkie, bez wyjątku. Moją pierwszą poważna powieścią (około 200 stron) była "Ronja córka zbójnika, którą przeczytałam w pierwszej klasie podstawówki. Pamiętam moją radość jak chwaliłam się mamie, że właśnie przeczytałam równe sto stron. Nie mam pojęcia skąd mi przyszło do głowy, że czytanie jest fajne. Taki gen chyba. Nie rozumiem ludzi, którzy nie czytają, bo nie lubią. Rozumiem, że można nie mieć czasu lub nie lubić pewnych rodzajów książek. Sama trafiłam na kiepskie książki, ale zawsze doczytywałam do końca (nawet jeśli po kilku latach). Książka, którą właśnie czytam do kiepskich nie należy. Początkowo nie byłam przekonana, bo nie czytuję biografii, zawsze myślałam, że są trochę nudnawe i odkładałam je na później. Jednak biografia Heleny Rubinstein jezt zachwycająca. Narracja jest prowadzona w sposób, którego nie potrafię opisać i sprawia, że nie potrafię się od niej oderwać. Czytam ją wszędzie (tu zdjęcie z promu na europejską stronę), a Turcy, którzy zaglądają mi przez ramię, patrzą na mnie jak na wariatkę - dla nich to chiński :) Helena Rubinstein przeżyła chyba wszystko. Żyła lat 95, a jej życie mogłoby objąć całą serię powieści. Im dłużej czytam, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, iż w istocie Helena Rubinstein, polska Żydówka z Krakowa, wymyśliła piękno, a potem rozprzestrzeniła swoją jego wizję na cały świat. Helena to zaczątek kosmetyki i kosmetologii. Polecam z całego serca każdej kobiecie (i mężczyźnie), która ceni piękno.

"Helena Rubinstein - kobieta, która wymyśliła piękno" Michele Fitoussi

A jak już jesteśmy w temacie książek: niedawno znalazłam mój zeszyt kultury z liceum. Jako klasa kulturowa musieliśmy zapisywać w takim zeszycie wszystkie wydarzenia kulturowe z naszego życia: przeczytane książki, obejrzane filmy, spektakle, wystawy, wraz z komentarzem. I tu trafiłam na listę książek, które pokochałam, moja lista książek wszechczasów:

1. "Pięć osób, które spotykamy w niebie" Mitch Albom
2. "Dojrzewanie błazna" Jonas Gardell
3. "Cień wiatru" i "Marina" Carlos Ruiz Zafon
4. "Mistrz i Małgorzata" Michaił Bułhakow
5. "Ogród marzeń" Barbara Delinsky
6. "Trzynaście powodów" Jay Asher
7. "Samotność bogów" Dorota Terakowska
8. "Szyfr Szekspira" Jennifer Lee Carrell
9. "Mozaika" Soheir Khashoggi
10. "Koniec jest moim początkiem" Tiziano Terzani
11. "Czarny kot" Edgar Allan Poe
12. "Ulisses" James Joyce
13. "Dzieci z Bullerbyn" Astrid Lindgren
14. "Szanghajska kochanka" Zhou Weihui
15. "Ronja, córka zbójnika" Astrid Lindgren
16. "Wyznania gejszy" Arthur Golden

Tyle udało mi się wygrzebać. Świetnych książek, które przeczytałam jest więcej, ale te polecam z całego serca każdemu :) Muszę je ściągnąć do Stambułu i przeczytać raz jeszcze.
A potem jeszcze raz...

wtorek, 7 maja 2013

Attar - olejkowy raj

Mój narzeczony (wtedy jeszcze chłopak) powiedział mi dwa lata temu, że dziewczynki powinny mieć długie włosy. W momencie powiedziałam mu, jakie to seksistowskie i samcze, że feministki by go zjadły i co on sobie w ogóle wyobraża. Potem jednak przemyślałam sprawę i rozmarzyłam się. Mieć taką bujną czuprynę, burzę loków, najlepiej rudych... I postanowiłam zapuszczać. Zapuszczanie najlepiej zacząć od... podcięcia. Włos jest bowiem strukturą martwą i zniszczonym końcówkom już nic nie pomoże. Potem miały włosy moje troszkę zawirowań: problemy z tarczycą, endokrynolog, dermatolog, włosy dłuższe, krótsze i znów dłuższe.
Niedawno poczytałam trochę w internecie na temat włosów, kosmetyków do włosów i włosów traktowania i... wywaliłam wszystkie dotychczasowe szampony i odżywki, bo wszystkie miały SLS. Nie będę się tu rozpisywać o SLS, jest szkodliwe w każdym razie, możecie przeczytać w internecie. Przerzuciłam się więc na szampony naturalne, bez SLS i bez silikonów, a także postanowiłam wziąć się za olejowanie włosów. I tutaj okazało się, że Turcja jest olejkowym rajem!
Olejki można w Turcji znaleźć w Attar (lub też Aktar) czyli w sklepach zielarskich. Jest ich cała masa - olejki rycynowe, jojoba, pokrzywowe, arganowe, migdałowe, pomarańczowe i jakie tam jeszcze można sobie wymarzyć. Dziś właśnie wybrałam się z narzeczonym do Attar, zakupiliśmy olejki, a także suszoną pokrzywę i herbatkę z lipy. Oficjalnie więc ogłaszam wszem i wobec, że biorę się porządnie za pielegnację moich włosów i będę wam zdawać relację z postępów :)
A oto wnętrze Attar :) :



to z tyłu, to wszystko najróżniejsze olejki

pokrzywa :)


nasze zakupy (i szczotka szwedzka pana narzeczonego)

nasze olejki

a tu olejek arganowy, którzy Edhem przywiózł mi ze Stanów (tu są bardzo drogie) i moja nowa drewniana szczotka do włosów :)

mama mówiła - płaska łyżka ziół, a tu się płaskiej nie dało, bo pokrzywa jakoś się nie chciała ułożyć ;)

a tak moje włosy wyglądają dziś. porównamy za parę miesięcy 


niedziela, 5 maja 2013

Stambuł - Wyspy Książęce

Oj długo mnie nie było. Cały miesiąc nie pisałam, przepraszam najmocniej i obiecuję poprawę :) Trochę się w tym czasie wydarzyło, byłam w Polsce, zaczęłam pracę w szkole znów i troszkę cierpię na brak czasu. Ale już kilka postów czeka w kolejce, więc powracam :)
Dziś o Wsypach Książecych w Stambule. Wysp jest dziesięć, położonych na morzu Marmara i stanowią one wspólnie jeden z dystryktów Stambułu, nazywany po prosstu Adalar (wyspy). Nazwa wysp wzięła się z ich historii, zsyłano tu powiem książęta i księżniczki, a później członków rodzin sułtańskich. Później wyspy stały się raczej dzielnicą ormiańską, gdzie bogaci Armeńcy budowali swoje luksusowe rezydencje, które odrestaurowane (lub też nie) możemy podziwiać do dziś.
Dziś na wyspach w Stambule mieszkają bogaci i nieco ekscenryczni emeryci lub też inni zamożni Turcy (już rzadziej Armeńcy). Dlaczego zamożni? Dostęp do wysp jest nieco utrudniony, można tam dotrzeć promem, ale w weekendy, czy wieczorami już nie bardzo, dlatego też większość mieszkańców Adalar posiada własne łodzie. Bardziej chyba jachty i motorówki, niż łodzie :)
Pozostali Stambulczycy wybierają się na wyspy w ciepłe dni, żeby pogrillować (na wyspach są specjalnie stworzone do tego parki), pospacerować (lasy, świeże powietrze, alejki), poplażować lub pojeździć na rowerze. Rower jest jedną z dwóch opcji poruszania się na wyspach w ogóle, ponieważ samochody zostały przez wojewodę zakazane. Drugą opcją są konie (tudzież bryczki). I tak też w jedną ze słonecznych sobót postanowiliśmy wybrać się na wyspy na grilla i rower. A oto mini-fotorelacja :)